O tym, jak feminizm pojawił się w polskiej sztuce

MUZY CHCĄ ZOSTAĆ ARTYSTKAMI

„Kąpiące się” Ranoira, „Adele Bloch-Bauer” Klimta czy nawet „Pieta” Michała Anioła: w historii sztuki kobieta istotną funkcję, ale głównie jako temat, czasem muza czy nieodłączna kochanka, ale zdecydowanie rzadziej jako artystka. Wizerunek kobiety przez lata służył jako symbol potwierdzający pokutujące w społecznej świadomości teorie: o kobiecej słabości, oddaniu, o roli podrzędnej nie tylko wobec mężczyzn, ale także dzieci. Historyczka sztuki Izabela Kowalczyk w swoim tekście „Wątki feministyczne w sztuce polskiej” pisze nawet: „Język sztuki dawnej był językiem męskim”. Temu podejściu w latach 70. postanowiły sprzeciwić się zajmujące się sztuką feministki, zbuntowane wobec powielania utrwalonych na gruncie sztuki mitów. Sztuka feministyczna z założenia nie miała być traktowana jako nowy styl – była raczej kolejną formą aktywnego buntu, częścią szerszego ruchu społecznego. Jak podkreśla cytowana przez nas wyżej Izabela Kowalczyk, definicję sztuki feministycznej należy rozumieć jak najprościej: „jako aktywność artystyczną zaangażowaną w problematykę kobiet i dążącą do przełamania systemów dyskryminacji i opresji”.

W rewolucyjnej dekadzie lat 70. swoje prace tworzyły takie artystki, jak Yoko Ono, Niki Saint-Phalle, Marina Abramovic, Vanessa Beecroft, Valie Export. Hasło z waginalnych obrazów Judy Chicago, „female is fine”, stanowi chyba najlepsze odzwierciedlenie tego, co na przełomie lat 70. i 80. działo się w pracowniach artystycznych na całym świecie.


KOMU GROZI RÓŻOWA CIPKA?

A co z Polską? Artystki z kraju, dla których lata 70. były czasem ponurej socjalistycznej rzeczywistości, też chciały zająć głos w tej dyskusji. Podłoże do twórczych poszukiwań przygotowała dla nich już w latach 50. Alina Szapocznikow, autorkę między innymi takich prac, jak rzeźba „Pierwsza miłość”, stanowiąca hołd budzącej się seksualności młodej dziewczyny. Jedną z tych artystek, które szczególnie chętnie odwoływały się w swojej sztuce do feminizmu była Natalia LL. Jej „Sztuka konsumpcyjna” z 1972 roku, film, w którym modelki w sugestywny sposób spożywają produkty o fallicznym kształcie, była komentarzem dotyczącym  wizerunku kobiety z pornograficznych filmów i rozerotyzowanych reklam. Do pionierek feministycznej sztuki w Polsce była również Maria Pinińska-Bereś, która romansowała z kiczowatą (dziś powiedzielibyśmy „dziewczyńską” estetyką), tworząc z pastelowych tkanin rzeźby o miękkich, organicznych kształtach, przypominających waginy. Co ciekawe, Pinińska-Bereś w przeciwieństwie do swoich koleżanek po fachu nie korzystała z repertuaru zapożyczonych z Zachodu wątków – jej dzieła powstawały już na przełomie lat 50. i 60., czyli znacznie wcześniej, niż feminizm zyskał zainteresowanie poza granicami Polski. Daleka od subtelności była z kolei sztuka Ewy Partum, której rozebrane performanse, między innymi „Stupid woman” czy „Kobiety, małżeństwo jest przeciwko wam”, stanowiły wyrazisty gestem sprzeciwu wobec męskiej dominacji tak w domu, jak i w życiu publicznym i artystycznym. Temat idealizowania obrazu kobiecego ciała i własnej tożsamości poruszały w swojej sztuce również: Krystyna Piotrowska, zajmująca się operacjami plastycznymi, retuszem, makijażem, wizerunkiem kobiety w mediach oraz Izabella Gustowska, autorka cyklu „Bliźniaczki”.

CZY FEMINIZM JEST ZA STARY NA INSTAGRAM?

Według historyczki sztuki Izabeli Kowalczyk sztuka feministyczna nie miała w Polsce szans okrzepnąć. Według niej winny temu jest nie tylko brak przygotowania widza do odbioru tego rodzaju kobiecych wypowiedzi, ale też „krytyka artystyczna, która traktuje tematykę feministyczną jedynie jako swego rodzaju ciekawostkę, a często wręcz ją ignoruje”. Same artystki przez lata starały się odżegnywać od nazywania ich sztuki „feministyczną”. Sprzeciwiające się jakimkolwiek formom kategoryzowania, niechętnie reagowały na przypisywanie ich pracom kobiecego charakteru. Sama Gustowska w jednym z wywiadów zaznaczyła: „zbyt jednoznaczne przypisanie mojej twórczości do sztuki kobiet z lekka mnie drażni”. Jak jest dziś? Na swoim blogu Izabela Kowalczyk pyta: „W samej sztuce można odnaleźć raczej tendencje postfeministyczne, niż otwarcie feministyczne. Czy jest tak, że artystki nie odczuwają już potrzeby tworzenia feministycznej sztuki czy raczej boją się bardziej radykalnych deklaracji i tego, że zostaną zmarginalizowane?” (źródło: strasznasztuka). Nawet pobieżna analiza zjawisk, jakie obecnie mają miejsce w polskiej sztuce zdaje się jednak przynosić pocieszenie. Potwierdzają to takie wystawy jak „Przyjaźni moc” czy kuratorowana przez Zofię Krawiec „Na pozór silna dziewczyna, a w środku ledwo się trzyma”, zbierające prace artystek, które uparcie twierdzą, że w sposobie traktowania kobiet właściwie nic się nie zmieniło, a kobieca przyjaźń jest katalizatorem krytycznej energii. Obydwie wystawy można było obejrzeć w lokal_30, jedynej feministycznej galerii komercyjnej w Polsce. Innym wyrazem popularności „kobiecej” sztuki jest nurt Instagramowego selfie-feminizmu, o którym przeczytacie na blogu Lula Pink w kolejnym artykule.

Agata Zbylut, Older Women Become Invisible, 2018, fot. Bartek Górka, galeria lokal_30

 

Sprawdź też!

Dodaj komentarz