Trudne „dobrego” początki


Możliwe, że każda kobieta w trudniejszej sytuacji finansowej pomyślała kiedyś „pierdolić to wszystko – zostanę striptizerką”. Brałam takie rozwiązanie pod uwagę wspominając mema z takim właśnie podpisem. Wyobraźnia podsuwała mi obraz pięknej, wijącej się dookoła rury bogini, na którą spada deszcz pieniędzy – ale byłam osobą, która nic nie wiedziała o zawodzie. 

Pewnego razu, przeglądając oferty prac jako hostessa natknęłam się na ogłoszenie z nierealnie brzmiącą sumą – 9 do 12 tysięcy złotych. Treść ogłoszenia codziennie do mnie wracała. Wiedziałam, że najprawdopodobniej chodzi o klub go-go, nie przerażała mnie ta wizja. Bynajmniej, wydało mi się to bardzo intrygujące. Chciałam zobaczyć jak to wygląda, jak to działa –kto by nie chciał! Zaaplikowałam. Po dwóch dniach dostałam telefon. Byłam na rozmowie, która odbyła się w klubie. Miejsce początkowo mnie przeraziło: wysokie krzesło stojące na środku, dwie rury, kilka pokoi prywatnych. Wszędzie skórzane kanapy, czerwienie, czernie, fiolety. This could be heaven or this could be hell, jak w piosence Eagles.

Postanowiłam, że wchodzę w to. Mój pierwszy dzień pracy? Następnego dnia oczywiście. Dziewczyna, która rekrutowała poznała mnie z dziewczynami i „przekazała” jednej, aby wprowadziła mnie i powiedziała co i jak. Opowiedziała mi ogólnie o tym jak rozmawiać z facetami i kokietować. Zaznaczyła, że muszę udawać zainteresowaną ich osobą: kluczowe zadanie to nakłonić mężczyznę do kupienia ci cholernie drogiego drinka lub pójścia z tobą do pokoju, w którym odbywają się tańce prywatne.

Wraz ze mną doszło około sześć nowych dziewczyn. Niektóre z nich były przekonane, że w tych bardziej intymnych miejscach klubu zwanych VIP roomami chodzi o seks. Nic bardziej mylnego – mężczyzna nie ma nawet prawa cię dotknąć, jeżeli o to nie poprosisz. Ja na szczęście wiedziałam, że jest to wykluczone, ale nadmiar informacji i tak mnie przerósł.

W pierwszy dzień kierowniczka zapytała czy chcę już pracować, czy tylko obserwować. Sama nie wiedziałam czego chcę. Na początku obserwowałam, później zostałam wysłana do klienta. Wieczór kawalerski, klient bardzo małomówny. Inna tancerka pomagając mi chciała wymusić na nim taniec prywatny ze mną, jednak odmawiał. Odeszłam. Pół godziny później sam mnie zaczepił z pytaniem, czy idziemy „na pokoik”. Kierowniczka powiedziała, że jeżeli nie chcę to dzisiaj nie muszę, mogę odmówić, ale postanowiłam, że pójdę. Cały alkohol wypity przed pracą (bo oczywiście nie weszłabym tam na trzeźwo) momentalnie ze mnie wyparował. Nie wiem kto był bardziej zestresowany tą sytuacją: ja czy on. Widać było, że dla niego to też pierwszy raz w takim miejscu. Potraktowałam to jako błogosławieństwo. Najbardziej wrył mi się w pamięć mój pokraczny lap dance – nogi trzęsły mi się jak galareta, ale zadanie wykonałam. Były to chyba moje jedyne pieniądze zarobione tego wieczoru.

Przez kolejny miesiąc swój czas dzieliłam między szkołę a klub. Wydaje mi się, że praca pomogła mi nabrać pewności siebie. Zaczęłam chodzić bardziej wyprostowana, zadowolona z siebie. Jestem zodiakalnym skorpionem – pociąga mnie wszystko co tajemnicze, nieodkryte i nie do końca legalne. Podobała mi się tajemnica, którą cały czas miałam ze sobą. Żadna z jadących ze mną w tramwaju osób nie wiedziała, że wieczorami pokazuję cycki obcym ludziom za pieniądze. Coś co traktowałam jako swój płaszcz ochronny było jednak także moim przekleństwem.

Każdy niestety wie, z jakimi stygmatyzującymi stereotypami wiąże się ta praca lub inna związana z biznesem w sferze pracy seksualnej. Niefortunnie, również myślałam o sobie w ten sposób. Wydaje mi się, że w momencie, w którym zaczęłam pracę w klubie byłam zbyt niedojrzała. Do pracy wnosiłam swoje enigmatyczne wyobrażenia i narzucone przez samą siebie piętno kurwy. Na miejscu, będąc już w klubie, spędzając czas z dziewczynami, wszystko mijało. Ale czułam ocenianie nas, tancerek, przez ochroniarzy, menadżerkę, kelnerki…

Ostatecznie po miesiącu zrezygnowałam. To definitywnie nie był odpowiedni czas. Obecnie jednak bardzo dużo czytam, oglądam, obserwuję ten temat na różnych portalach społecznościowych i blogach. Jestem bardziej uświadomiona i wyedukowana niż byłam rok temu.

Co do moich początków – nie żałuję, że odeszłam. Cieszę się z obrotu sprawy,  miałam sporo czasu na poukładanie sobie w głowie tego i owego. Nie jest to styl życia przeznaczony dla każdego, tak samo jak nie każdy odnajdzie się w pracy na kasie. Wszystko zależy od indywidualnego podejścia.

Wiem, że to tylko kwestia czasu jak wrócę do klubu go-go. Mam nadzieję, że to dopiero początek naszej wspólnej historii.

Sprawdź też!

Dodaj komentarz