zofia krawiec czarownice

„W czarodziejską burzę włożę własną duszę”

W czarodziejską burzę włożę własną duszę” to nawiązanie do wiersza Marii Jasnorzewskiej-Pawlikowskiej pt. „Różowa magia”, a także tytuł wystawy, której kuratorką jest Zofia Krawiec.

Zofia Krawiec na tle pracy Karola Radziszewskiego, przedstawiającej afro-brazylijską czarownicę Marię Padilhę, fot. Zuzanna Piontke

Motyw magii i czarów powrócił ostatnio za sprawą feministycznych plakatów czy t-shirtów z nadrukiem „Jesteśmy wnuczkami czarownic, których nie daliście rady spalić” i bardzo dobrej książki „Czarownice. Niezwycieżona siła kobiet” Mony Challet, wydanej przez niezawodne wydawnictwo Karakter.

Dziś skupimy się na czarownicach z wystawy, którą w BWA Warszawa możecie obejrzeć do końca lipca.  Naprawdę warto! Cieszy się ona bowiem ogromną popularnością!

Współczesne czarownice

Dzisiaj wyrażenie „polowanie na czarownice” funkcjonuje w popkulturze i pobudza naszą wyobraźnie. Przywodzi na myśl baśniowe, zgarbione kobiety o krogulczych nosach, latające na miotłach i mieszkające w chatkach na kurzej nóżce.

Trochę mroczne, trochę tajemnicze, jak u braci Grimm. Przychodzi nam na myśl także Angelinie Jolie wcielająca się w postać Diaboliny, w zakręconych rogach i pięknie ucharakteryzowanych ostrych rysach twarzy. Myślimy, o zatrutym jabłku i parującym kociołku. O stożkowych kapeluszach, które być może część z nas założyła na bal przebierańców w dzieciństwie. Być może kojarzy nam się z ezoteryką, modnymi ostatnimi czasy kryształami, mocą księżyca i stawianiem tarota…

Historia o tym, jak naprawdę traktowano kobiety uważane za czarownice w przeszłości jest daleka od disnejowskich wizji i mrozi krew w żyłach. Jak blisko bieżącym wydarzeniom do zapomnianego ludobójstwa? Kim tak naprawdę były setki tysięcy kobiet zamordowanych między XV a XVII wiekiem za bycie czarownicą?

Adam Adach, Iskra, 2020, olej, płótno, 180 x 150 cm

Czarownica – inaczej wiedźma, czyli ta, która wie

Wiedza, świadomość, ciekawość świata – to wciąż cechy, które budzą lęk w patriarchalnym społeczeństwie. Stereotypowe skojarzenia mają swoje korzenie w ówczesnych wierzeniach. Wiedźmami często nazywano kobiety, które przeszły menopauzę, ponieważ pozbawione możliwości reprodukcji stanowiły cielesno-seksualną zagadkę dla oskarżycieli.

Wiedźmy miały zadawać ludziom ból oczu, powodować kołtuny, zaklinały deszcz i burze lub wyczarowywały suszę. Żeby zostać skazaną wystarczyło interesować się zielarstwem lub medycyną, bezwzględnie traktowano kobiety, które pomagały przeprowadzać aborcje.

Na stosach płonęły wszystkie te, które sprzeciwiały się panującym normom albo wychodziły przed szereg. Wyrok ściągały na siebie niezamężne, homoseksualne kobiety, a także osoby niebinarne lub mężczyźni odbiegający od panującego wtedy kanonu.

Brzmi znajomo? Nawiązuje do tego obraz Mikołaja Sobczaka, który pokazał ławę oskarżonych jako drag queens. Co ciekawe, określenie „ciota” było kiedyś uznawane jako synonim „wiedźmy”. Powszechnie wierzono także, że czarownice odbywały akty seksualne z samym Szatanem.

Mikołaj Sobczak,Witch Trial (Salem), 2018, akryl na płótnie, średnica 110 cm

Łowcy czarownic

„Książka <<Młot na czarownice>>, która funkcjonowała jako podręcznik dla łowców czarownic, postała w XV wieku na zamówienie Kościoła Katolickiego. Jej znaczenie porównuje się do „Mein Kampf”. Lęk przed czarownicami i lęk kobiet przed oskarżeniem o czary miał pomóc w kontroli społeczeństwa, co było szczególnie ważne w okresie przechodzenia z feudalizmu w kapitalizm. Była to po prostu strategia służąca odwróceniu uwagi chłopstwa od wyzysku i opresji, co miało osłabić jego potencjał rewolucyjny”

– opowiada Zofia Krawiec.

W książce można przeczytać między innymi o takich praktykach czarownic jak okradanie mężczyzn z penisów i chowanie ich w gniazdach na najwyższych drzewach.

Niepoliczalne cierpienie

Trudno oszacować, ile kobiet tak naprawdę zginęło w „polowaniach na czarownice”, ponieważ brakuje źródeł. Setki, a może tysiące kobiet popełniało samobójstwa z obawy przed publiczną kaźnią. Zastraszanie kobiet miało także wymiar polityczny – uciszało „niewygodne” obywatelki.

Powód można było znaleźć właściwie w każdym zachowaniu – doszukiwano się go w niechodzeniu do kościoła, ale także w zbyt częstym praktykowaniu. Podejrzane było prowadzenie samotnego trybu życia, a spotkania w kobiecym gronie wydawały się jednoznaczne ze spiskowaniem przeciw mężczyznom.

Feministki odzyskują „wiedźmy”

Dzisiaj słowo „wiedźma” często używane jest jako obelga w stosunku do kobiet. Często nazywa się tak chociażby Gretę Thundberg, nastoletnią aktywistkę klimatyczną. Kobiecy gniew wciąż nie jest akceptowany społecznie – wiadomo, „złość piękności szkodzi”. Dzisiejsze feministki również próbuje przestawić się jako kobiety brzydkie, zaniedbane tak jak wiedźmy w czasach renesansu.

Być może jako kobiety odziedziczyłyśmy po naszych prababkach ogromną traumę i strach, który paraliżuje nas do dziś. Która z nas nie próbuje czasem dla własnego bezpieczeństwa przemilczeć jakiejś sprawy, która nie próbuje stać się niewidzialna, kiedy wraca do domu w środku nocy, która z nas nie boi się, że sam fakt bycia kobietą może postawić ją w roli prowokatorki zamiast ofiary?

Odwiedźcie wystawę „W czarodziejską burzę włożę własną duszę” w warszawskim BWA i zastanówcie się czy rzeczywiście nie jesteśmy wnuczkami czarownic.

„W czarodziejską burzę włożę własną duszę” / „I Will Put My Soul Into the Magic Storm”
Adam Adach, Agnieszka Brzeżańska, Ewa Ciepielewska, Martyna Czech, Ada Karczmarczyk, Zuza Krajewska, Natalia LL, Dominika Olszowy, Karol Radziszewski, Mikołaj Sobczak
kuratorka / curator: Zofia Krawiec

29 / 30.05 – 31.07.2020

 

Sprawdź też!

Dodaj komentarz