PRAWA LGBTQIA

Matczyzna

Do sierpniowych parnych poranków pasuje tonic espresso, wiatrak ustawiony na najwyższe obroty, lekka lniana koszulka i codzienna dawka wiadomości z kraju i ze świata (do tego ostatniego przyda się też trochę siły i nieograniczone pokłady spokoju ducha).

Polityka jest wszędzie: w naszych łóżkach, pracy, sklepie, wiadomościach, rozmowach, na naszych Instagramach i facebookowych tablicach. Polityka jest z nami zawsze wtedy, gdy mówimy, że absolutnie nie chcemy o niej rozmawiać. Polityczne decyzje mają wpływ na wszystkie sfery naszego życia, niepostrzeżenie wkrada się tam, gdzie najmniej się jej spodziewamy. Możemy się denerwować, irytować, przełączać wiadomości, ale w naszych portfelach, pracy, znajomościach, wszędzie tam odnajdziemy polityczne decyzje.

Interesować to my się możemy softballem, francuskim kinem epoki nowofalowej, uprawą roślin, motoryzacją albo XX teoriami myśli politycznej. Natomiast mówienie, że nie interesujemy się polityką to nic innego jak luksus ignorancji.

Mamy lato. Uwielbiam wakacje i od zawsze podkochuję się w sierpniu. Trochę bym chciała odpocząć, odciąć od tego syfu, który codziennie serwuje mi moja ojczyzna. Mam ochotę ubrać strój ledwo zakrywający ciało, wziąć kilka książek, ulubione wino i ulubioną dziewczynę i zaszyć się w miejscu, gdzie nie dotrą do mnie żadne informacje. Wybrać się na wczasy, a szukając noclegu zaznaczyć tylko jeden filtr: brak zasięgu wifi. Brzmi jakby luksusowo.

Jaka jest moja największa fantazja? Równe płace, solidarność społeczna, politycy i polityczki, którzy w dobie kryzysu gospodarczego nie przegłosują podwyżek pensji, wysoka frekwencja wyborcza, równość małżeńska, zakaz seksizmu w przestrzeni publicznej, no i może walka ze wszystkimi rodzajami dyskryminacji.

Mamy lato i Polska, a nawet świat naprawdę codziennie wystawia nasze nerwy na próbę. Jesteśmy już poważni zmęczeni pandemią, a wraz ze wzrostem temperatury, coraz trudniej wytrzymać w maseczkach, ale zdrowy rozsądek, wrażliwość społeczna i statystyki zachorowań nie pozwalają na egoistyczną nonszalancję odsłonięcia nosa czy ust w miejscu publicznym.

Zastanawiam się czy zawsze tak było, może zagęszczenie tych trudnych informacji wcale nie jest w tym roku wyjątkowe, może po prostu nasze zmysły po kilku miesiącach zamknięcia w domu są jakoś bardziej wyostrzone na te wszystkie społeczno-gospodarcze doniesienia. A może wręcz przeciwnie, doświadczamy jakiegoś punktu granicznego, poza którym rozpościera się nowa, inna i miejmy nadzieję lepsza rzeczywistość.

Gdzieś pomiędzy żartami ze zgubienia 30 milionów kart do głosowania, a memami o propagandzie telewizji publicznej docierają do nas zdjęcia z wybuchu w Bejrucie czy powodzi na Sycylii. Wstrzymujemy oddech na wieść o sfałszowanych wyborach w Białorusi i ich konsekwencjach, załamujemy ręce, gdy polscy politycy (biali mężczyźni w średnim wieku) roszczą sobie prawo do wyliczania czarnym mieszkańcom USA błędów w walce z rasizmem strukturalnym.

Mam ochotę zniszczyć wszystkie dekodery, telewizory i radioodbiorniki, kiedy przez otwarte okno docierają do mnie strzępki wiadomość z TVP Info, które namiętnie ogląda moja miła sąsiadka. Pragnę krzyknąć do tej sympatycznej pani z balkonu, że jestem człowiekiem, nie ideologią, nie zamierzam skrzywdzić absolutnie żadnego dziecka i bardzo mi zależy, żeby nie karmiła się tą szkodliwą mową nienawiści.

Jestem zmęczona. Jesteśmy zmęczeni. Po ostatnich wyborach powiedziałam sobie, że mam tego serdecznie dość, tego całego zaangażowania. Szybko jednak przyszła refleksja, że hej, przecież chodzi o moje życie, więc bierność nie jest tutaj żadną opcją.

Całe szczęście Rebecca Solnit zrobiła mi dobrze “Nadzieją w mroku”. Kilka niesamowicie odprężających wieczorów z jej felietonami i odzyskałam ochotę na urządzanie tego świata od nowa, znów poczułam ten dreszcz emocji spowodowany chęcią walki o ideały, ciarki rozkoszy wywołane na myśl o wizji świata zbudowanego na podwalinach wolności, równości i siostrzeństwa.

Zaangażowanie w politykę może przybierać różne formy i ewoluować w czasie. Nie każdy jest stworzony do czynnej polityki, nie zawsze możemy sobie pozwolić na aktywizm. Są jednak pewne sprawy, których nie można lekceważyć, a wśród nich uczestnictwo w wyborach czy reagowanie, gdy łamane są prawa człowieka. Nawet jeśli dziś wydaje nam się, że nadużycia władzy nas nie dotyczą, nie mamy pewności czy za jakiś czas dyskryminacja nie dosięgnie nas lub bliskich nam osób.

Zaangażowanie polityczne może więc dotyczyć stażu w biurze posłanki, której działalność doceniamy, wpłaty na konto organizacji pozarządowej, udziału w proteście, rozmowy z najbliższymi, edukowania swojego otoczenia, pokazywania proobywatelskich postaw, a nawet krótkiej wspierającej wiadomości, do znajomego, który w kontekście obrazoburczej polityki rządu może czuć się zdołowany.

Wszyscy możemy odnaleźć w sobie sprawczość. Wbrew pozorom dyskusje ze współpracownikami, znajomymi, rodziną, wymiana światopoglądów często wymaga siły i nierzadko jest oznaką odwagi. Przyznaję, że nie zawsze jestem w tym dobra. Mój przyjaciel twierdzi, że są takie tematy, które poruszone w mojej obecności otwierają wrota do piekieł. Coś w tym jest, ale ileż można powtarzać, że symetryzm mnie obrzydza, a faszyzm to nie pogląd polityczny…

Interesowanie się polityką to więc elementarna świadomość dotycząca świata, w którym funkcjonujemy, a nie hobby, które możemy wpisać do ostatniej rubryczki w CV. Odwaga i pewność siebie do wyrażania poglądów może być potężnym afrodyzjakiem. Nie jesteśmy wyrwani z kontekstu, a jak mówiły feministki drugiej fali: co prywatne, to publiczne. Chociaż bardzo doceniam beztroskie spędzanie wolnego czasu, a dolce far niente to według mnie najpiękniejsze słowa na świecie, to nie wyobrażam sobie oderwania życia od polityki. Ostatnią rocznicę związku spędziłam na manifie, a jedna z najlepszych gier wstępnych dotyczyła zaciekłej dyskusji o rozwoju gospodarczym. Oprócz wspomnień niesamowitego orgazmu, już nigdy nie zapomnę, że wibor to stopa procentowa, po jakiej banki udzielają pożyczek innym bankom.

Choć ile ludzi, tyle cech, które uznać można za podniecające, to niewątpliwie odwaga do wyrażania swojego zdania i siła do walki o to, co dla nas ważne, plasują się wysoko w hierarchii zjawisk wzmagających popęd seksualny. 

Władza to największy afrodyzjak, mówił Henry Kissinger. Ja bym powiedziała, że wiedza to największa władza, dzięki której jesteśmy w stanie ugruntować pewność siebie, zrewidować swoje poglądy i poczuć siłę sprawczości. Bierność cierpi na krótkowzroczność, to co dziś wydaje nam się niezbywalnym prawem, jutro może zostać odebrane.

Czasem musimy żyć na przekór, czasem nie mamy siły, czasem przełączamy fakty, a ostatnio często musimy wychodzić na ulicę. Ja tam nadal będę mieć mokre sny o Polsce prawa, równości i solidarności. Kilka bitew przed nami, ale ja się nigdzie nie wybieram. Jestem u siebie.

Sprawdź też!

Dodaj komentarz