5 scen masturbacji, które przeszły do historii kina

Rosewarne analizuje w swoim tekście obrazy autoerotyzmu, jakie pojawiają się w popkulturze, w tym przed wszystkim – w serialach i filmach.

Czemu służą sceny masturbacji na dużym ekranie? Jak podkreśla Rosewarne, niełatwo jest ocenić funkcję autoerotycznych scen – tak samo, jak trudno jest jednoznacznie wskazać sens pojawiania się wielu innych reżyserskich zabiegów, od zbliżeń po dalekie plany, od wyboru aktorów po sposób prowadzenia narracji. Seks „sam na sam” pojawia się w filmach z wielu przyczyn: jako symbol inicjacji, samotności czy codziennej rutyny. Na przestrzeni ostatnich dwudziestu lat sceny masturbacji pojawiały się na ekranie wielokrotnie, poruszając wyobraźnią widzów i zapisując się w historii kina.

  1. „SPONSORING” (REŻ. MAŁGORZATA SZUMOWSKA, 2011)

Naczelna polska skandalistka, reżyserka Małgośka Szumowska, do masturbacji przed kamerą przekonała samą Juliette Binoche. W filmie „Sponspring” Francuzka wcieliła się w postać Anny, redaktorki magazynu dla kobiet „Elle”, która stanęła przed niełatwym zadaniem: przygotowaniem materiału o prostytucji wśród studentek paryskiego uniwersytetu. Dziennikarki research obudził w zaniedbywanej przez zapracowanego męża kobiecie erotyczne potrzeby, które postanowiła zrealizować sama. Chociaż scena z masturbującą się w wannie Juliette Binoche natychmiast okrzyknięto odważną i skandalizującą, sama aktorka nie była na planie specjalnie śmiała. Jak wspomina w wywiadach Szumowska, chociaż Binoche starała się profesjonalnie odtwarzać gesty podpatrzone na podesłanym przez reżyserkę serwisie wideo z amatorskimi scenami masturbacji, przed kamerą czuła się przede wszystkim zażenowana. Scena, która w zamyśle miała być nakręcona w całości, ostatecznie została zmontowana z kilku różnych ujęć.

  1. „CZARNY ŁABĘDŹ” (REŻ. DARREN ARONOFSKY, 2010)

Nina, zagrana przez zdobywczynię Oscara Natalie Portman, to żołnierz w ciele baletnicy. Z jednej strony nie wyobraża sobie życia bez miłości nadopiekuńczej matki, z drugiej – godzinami potrafi znosić mordercze treningi. Wraz z propozycją zagrania prestiżowej, podwójnej roli Białego i Czarnego Łabędzia w „Jeziorze Łabędzim”, dostaje od reżysera baletu polecenie: dorosnąć i odkryć swoje mroczne strony. Symbolem buntu przeciw perfekcji i posłuszeństwu staje się dla Niny masturbacja. Kiedy otoczona maskotkami, we własnym łóżku osiąga orgazm, zaczyna rozumieć, że jej ciało jest nie tylko precyzyjnym narzędziem, z którego może korzystać na scenie, ale też źródłem przyjemności. Od tej chwili w życiu Niny zmienia się wszystko, a wyobraźnia podpowiada dziewczynie coraz śmielsze obrazy, w tym ten z lesbijskim seksem z koleżanką. Sama Natalie Portman w wywiadach udzielanych po premierze filmu mówiła, że scena z jej udziałem jest „obleśna”, a ona sama miała kłopot z oglądaniem „Czarnego łabędzie” w towarzystwie rodziców.

  1. „AMERICAN BEAUTY” (REŻ. SAM MENDES, 1999)

Lester Burnham, w którego rolę brawurowo wcielił się Kevin Spacey, początkowo traktuje masturbację jako jeden z nielicznych momentów, które przynoszą radość w jego nudnym życiu pracownika agencji reklamowej. Mówi nawet: „Rano onanizuję się i to jest najprzyjemniejsza część dnia, potem jest już tylko gorzej”. Dla przeciętnego Amerykanina, z zapracowaną żoną, neurotyczną córką i wygodnym domkiem na przedmieściach, chwila „sam na sam” pod prysznicem jest elementem codziennej rutyny i sposobem na zachowanie higieny umysłu. Sam akt, odbywający się w zaparowanej kabinie prysznicowej, został przez reżysera „American Beauty” przedstawiony w r równie naturalistyczny sposób, jak mycie zębów. W życiu głównego bohatera wszystko, również jakość masturbacji, zmienia się z chwilą poznania uwodzicielskiej Angeli. Burnham fantazjuje nocami o nastolatce, a przyłapany przez zszokowaną żonę na autoerotyzmie, postanawia jej się postawić, zarzucając błędy, jakie latami popełniała w ich małżeństwie.

  1. „MULHOLLAND DRIVE” (REŻ. DAVID LYNCH, 2001)

W onirycznym filmie Davida Lyncha masturbacja jest nie tyle przyjemnością, co sposobem wyładowania żalu, poczucia samotności, opuszczenia. Grana przez Naomi Watts Diane onanizuje się, płacząc histerycznie – zupełnie tak, jakby przeżywany przez nią orgazm był rodzajem kary. Nic dziwnego – nie dość, że jest niespełnioną aktorką, to jeszcze zostaje porzucona przez swoją ukochaną, która po ognistym lesbijskim romansie, ostatecznie decyduje się na związek z mężczyzną. Dopiero później widz zda sobie sprawę, że to właśnie podczas pełnego frustracji aktu autoerotyzmu w głowie Diane mógł zrodzić się plan, który ostatecznie doprowadzi do tragedii.

  1. „MIASTECZKO PLEASENTVILLE” (REŻ. GARY ROSS, 1998)

Podczas kiedy w „Czarnym łabędziu” masturbacja pomaga głównej bohaterce przekroczyć subtelną granicę między dziecięcą niewinnością a kobiecością, w tym filmie inicjacji zostaje poddana matka. Licealistka Jennifer nieoczekiwanie przenosi się wraz ze swoim bratem do czarno-białego serialu z wiedza dziewczyny zdecydowanie przekracza świadomość bohaterów show sprzed kilku dekad. Jennifer postanawia m.in. wytłumaczyć telewizyjnej matce, na czym polega seks i jakie korzyści może czerpać z masturbacji. Zachęcona przez nią kobieta po raz pierwszy onanizuje się w wannie, dając początek spektakularnym zmianom w swoim życiu. Reżyser postanowił wzmocnić symbolikę sceny, stosując dość wymowny zabieg częściowego kolorowania czarno-białych kadrów. Czy płonące przed domem drzewo, zwiastujące orgazm pruderyjnej dotąd pani domu to przesada? Oceńcie sami.

Przykładów scen masturbacji w historii filmu można przytaczać więcej – pojawiają się przecież i w „Opowieściach niemoralnych” Borowczyka, „9 i pół tygodnia” Adriana Lyne’a, „Human Traffic” Justina Kerrigana, „Wyśnionych miłościach” Xaviera Dolana, „Malenie” Giuseppe Tornatore i w wielu innych obrazach. Jaką pełnią w nich rolę? Czy są wyłącznie po to, żeby bulwersować, wyprowadzać opornego widza ze strefy komfortu, jak twierdzą ci bardziej pruderyjni internauci na filmowych forach?

Wystarczy przypomnieć sobie sceny masturbacji w kilku wybranych przez nas filmach, żeby – parafrazując Michela Houellebeca – poszerzyć pole analizy. Okazuje się, że autoerotyzm pojawia się w filmach jako ważny symbol przekraczania granic, odkrywania tego, co dotąd było dla bohatera filmu było nieznane czy nieosiągalne. To też najskuteczniejszy sposób zobrazowania widzowi stanu emocjonalnego postaci. W tym kontekście ciekawa wydaje się nie tylko sama, wynikająca ze scenariusza scena, co reakcja aktorów, którzy na planie zmagają się z odegraniem aktu masturbacji, a w wywiadach skutecznie dystansują się od swoich ról. Czy rzeczywiście, jak mówił Dan z serialu „Roseanne”, łatwiej jest o tym nie mówić?

Sprawdź też!

Dodaj komentarz