Miałam wtedy czarną grzywkę, bliznę na czole i okrągły brzuch, który dopiero zaczął miesiączkować. Nie miałam pojęcia o seksie. Wydawało mi się, że bycie panną udzielną musi się wiązać z czymś fascynującym: jesteś stale zaabsorbowana jakąś miłosną aferą, nie należysz do nikogo i nikt nie należy do ciebie: chodzisz po nocy jak kot, jak Jeanne Moreau.
Jak to jest naprawdę, dowiedziałam się trochę później, kiedy tuż przed maturą o 4:00 rano schodziłam ze strychu barmana, który przez kilka poprzednich tygodni uzupełniał wieczorami kieliszki wódki mojej ciężko pracującej do egzaminów koleżanki. Wbrew jego zwyczajom to nie ta piękna, roześmiana blondynka, a milcząca dziewczyna, uparcie chowająca czoło za włosami i nigdy nie patrząca w oczy, okazała się tą, której długo szukał do łóżka. Pokazał mi świat, pospiesznie dotąd mijany przeze mnie w ciemnych zaułkach uliczek. Ja oglądałam Felliniego, pisałam wiersze i zbierałam bilety z Zachęty, on miał tatuaże i kłopoty z prawem.
Wiedział co lubi, a ja, działając dokładnie wedle jego wskazówek, uczyłam się sprawiać przyjemność. Do dziś pamiętam ciężar jego ręki i wszystko, o czym mi wtedy powiedział. Kiedy był zadowolony, rzucał mi od niechcenia komplement, a kiedy mu się nie podobało – kazał mi wychodzić. Nigdy nie odprowadzał do drzwi ani nie odbierał telefonów. Nie mówił nic o sobie, ale wiedziałam, że ma inne dziewczyny: w jego pokoju znajdowałam czasem buty na obcasach, o które wolałam nie pytać. Kiedy z powodu narkotyków jego ciało odmawiało posłuszeństwa, irytował się i mówił: takiej dziwki nie mogę odpuścić.
Wtedy opowiadałam o nim dramatyczne historie moim zbulwersowanym koleżankom, dziś zastanawiam się, czy paradoksalnie to nie on znał mnie najlepiej. Co, jeśli spotkany 12 lat temu człowiek miał rację i w kontrze za jakieś drobne przewinienie, przypadkiem odkrył na głos prawdę? Co, jeśli od klasycznego seksu w dobrze znanej pościeli wolę ślizgać się po powierzchni tych podniecających zdarzeń, odwiedzać cudze łóżka, nie tłumaczyć się z niczego i po prostu znikać, jeśli nie mam ochoty? Jeśli warunkiem udanego seksu w moim przypadku jest adrenalina, niepewność tego, co się wydarzy, konieczność zabiegania o kontakt – mogą mnie już nigdy nie bawić kolejne, wspólne poranki.
A co, jeśli to ta pierwsza relacja zdefiniowała zakres mojej erotyki, kształtując we mnie określone przyzwyczajenia? Co, jeśli ciało przypomina glinę, która utrwala się po wypaleniu i na zawsze zachowuje nadany jej kształt? Czy to oznacza, że nie sprawi mi już przyjemności ani czuły seks, ani miłość w oczach partnera, że będą mnie nudzić zwyczajne pieszczoty? Przyzwyczajona do zasługiwania na komplementy, nie będę potrafiła słuchać miłych rzeczy, szeptanych do ucha? Może coś się we mnie przez ten czas zmieniło i chociaż mój chłopak to ten, który chętnie odgarnąłby mi z czoła grzywkę, spóźnił się o kilka lat.
Dziś, kiedy wspominam tamte zabawy, czując się obco we własnym łóżku, rozumiem jaką siłę ma seks, a jakie znaczenie – wiedza na swój temat. Wiem, że nie zza każdej przekroczonej granicy można wrócić, niczego nie tracąc. Czy jeszcze raz zdecydowałabym się tam wybrać wiedząc, że kilka lat ekscytującego romansu okupione będzie brakiem umiejętności nawiązania zwyczajnej relacji? Zgadnij.