V. Nabokov
Gbulb, światłości mojego życia, ogniu moich lędźwi. Grzechu mój, moja duszo.
Pierwszy raz piszę recenzję gadżetu erotycznego! Troszkę się czerwienie a na czole pojawiły się kropelki potu. Myślicie, że z zakłopotania? Hell no!!! Właśnie zakończyłam rozkoszne testy niewinnie wyglądającej żarówy Gbulb marki Gvibe.
Wstępniak
Gdy zobaczyłam Gbulba na targach Erofame od razu zapałałam pożądaniem i miłością. Pomyślałam: „czymkolwiek jesteś, do czegokolwiek służysz, będziesz moja, piękna żarówko”.
Cukierkowy róż, zabawny kształt prowadziły moje myśli w kierunku idyllicznych i frywolnych zabaw – solo i z chłopcami. Wyobrażałam sobie relaksacyjne pieszczoty podczas oglądania seriali na Netflixie. Subtelną, błogą przyjemność, która wywoła uśmiech na mojej wiecznie zmęczonej buźce oraz spokój umysłu. Spokój, który osiąga się wyłącznie po głębokim i cudownym orgazmie.
Cóż, nie pierwszy raz moje oczekiwania nie pokryły się z rzeczywistością, ale o tym za chwilę.
Co to jest Gbulb
Gbulb to wariacja na temat masażerów typu różdżka, znanych z orgazmicznych mocy i charakterystycznego, przypominającego mikrofon, kształtu. Różdżki kochają osoby preferujące seks w wersji „szybko i mocno”, a także te, których po pracy bolą plecy. Masażery tego typu idealnie sprawdzają się przy masażach całego ciała, jednak nie ukrywajmy, najlepsza zabawa zaczyna się wtedy, gdy masażerem trafimy w najczulszy punkt.
Pierwszy raz
Po całym tygodniu podróży, dzielenia pokoju z koleżankami marzyłam o chwilach sam na sam z różową żaróweczką. Pośpiesznie zrzuciłam z siebie kurtkę, odszukałam Gbulba w walizce, rozerwałam bezceremonialnie opakowanie, żeby tylko dotknąć, poczuć w rękach delikatny silikon. Spragniona czułości ocierałam żarówkę o przedramię, szyję, policzki i usta, by w końcu odłożyć ją na mięciutką podusie, zaczekać cierpliwie aż naładuje swój akumulator i będzie gotowa do zabawy. Klik i magnetyczna ładowarka przylgnęła do gadżetu, a migocące, ledowe światełko zaczęło do mnie mrugać, jakby chciało powiedzieć „już, już, jeszcze chwilkę, robię co mogę”. Szybki prysznic, mała kolacyjka i obie byłyśmy gotowe do randki. Zaprosiłam do zabawy także lubrykant na bazie wody Yes Yes Yes WB. Z dużym zaangażowaniem i starannością pokryłam całą powierzchnię Gbulba cienką warstwą nawilżacza. Pozostałość lubrykantu wmasowałam w cipkę, wprawiając się tym samym w odpowiedni nastrój. Odpaliłam gadżet. Zamruczał jak silnik sportowego auta. Wibrujący i zadziorny dźwięk rozpalił mnie do granic, a subtelne skurcze zakomunikowały, że dzisiaj masaż całego ciała nie wchodzi w grę. Raz się żyje! Żarówkę mocno przycisnęłam bezpośrednio do łechtaczki. Achhh mmm aaa. Nie ruszając jej nawet o milimetr, zwiększyłam prędkość o stopień, po chwili o kolejny. Przez ciało przepłynęła drżąca fala ciepła, a przez cipkę wilgotna fala rozkoszy, wzywając żarówkę w kierunku pięknie brzmiącego po łacinie labiōrum (czyli warg), by po chwili znów mogła wrócić – tym razem z falistymi wibracjami – do łechtaczki, drażniąc ją zmienną intensywnością, dzięki której kolejny orgazm nadszedł nieśpiesznie, po trwającym kilka minut, subtelnym masażu. Ekstatyczne doznanie trwało dłużej niż za pierwszym razem, wprowadzając całe ciało w stan błogości. Rozmarzona i odprężona, powolnym, posuwistym ruchem popłynęłam żarówką po mapie mojego ciała, przez brzuch, piersi, aż do obojczyków. Gbulb przywołał wspomnienie wszystkich partnerów, którzy całowali, podgryzali, lizali moją szyję. Obrazy zmieniały się jak w kalejdoskopie. Klik. Żarówka wyłączona. Schowana pod poduszką, pozostawiła mnie z fantazjami, wspomnieniami, które oddały mnie prosto w objęcia Morfeusza…
Co mnie urzekło w Gbulb?
Wygląd – to oczywiste. Przez pierwsze dni gdziekolwiek bym nie szła, w torebce – obok portfela, szminki i telefonu – znajdował się Gbulb. Moją ulubioną zabawą stało się wyciąganie gadżetu przy znajomych, ot tak. Pod pretekstem szukania czegoś w torebce, „ochh gdzie są te chusteczki higieniczne…„. Z dziecinną radością czekałam na reakcje, którfe zawsze były pozytywne. Gbulb wzbudzał zainteresowanie i radość w oczach każdego, kto na nań spojrzał. W każdym razie żarówka zanim dotarła do moich majtek, wymasowała kilka rozochoconych i błagających o więcej szyj, ramion i karków.
Kształt – bulwiasta kula pozwala swobodnie manewrować gadżetem, precyzyjnie dostarczając przyjemność, dokładnie tak jak lubię – raz mocno, mocno i jeszcze mocniej, by zaraz dać ciału chwilę wytchnienia i otoczyć je czułością i delikatnością. I tak w kółko, najlepiej bez końca. Na wieki wieków. Amen. Brak uchwytu pozwala na maksymalną kontrolę, daje poczucie niemalże jedności z zabawką, która natychmiast reaguje na każdy gest i zmianę siły nacisku.
Materiał – wiele gadżetów przewijało się przez moje ręce i szeroko rozchylone uda, więc wiem co mówię. Silikon, z którego produkowane są gadżety Gvibe jest mięciutki, sprężysty, jedwabiście gładki – idealny. Płynnie sunie po skórze, pozostawiając po sobie rozkoszny dreszczyk.
Silnik – to jest to, co lubię w marce Gvibe najbardziej. Od pierwszego biegu żarówka drży i wibruje z odpowiednią mocą. Za każdym naciśnięciem guziczka podkręca obroty oraz zmienia rytm. Przeszywające do szpiku kości głębokie wibracje mogą być stałe, przerywane lub falami zmieniać swoje natężenie, doprowadzając do rozkosznie tryskającego finału.
Wodoodporność – prysznic i odprężający masaż w biczującym ciało strumieniu wody lub totalne zanurzenie w głębokiej przyjemności, podczas długich kąpieli, w otoczeniu aromatycznych świec, piany i piosenek Dawida Bowiego.
Czy można się do czegoś przyczepić?
Dla mnie Gbulb nie ma wad. Chociaż nie jest to zabawka dla osób, które do słodkiego spełnienia potrzebują ciszy. Wibracje masującej żarówki są słyszalne. Osobiście uwielbiam mruczenie erotycznych gadżetów, tak jak uwielbiam mruczące silniki samochodów, dźwięk sygnalizujący zmianę biegu przyspiesza bicie mojego serca, powoduje rozszerzenie źrenic i wywołuje gęsią skórkę. Jeśli cokolwiek może przekonać ciche łóżkowe myszki do Gbulba, to fakt, że Wasze jęki rozkoszy i tak zagłuszą basowe dźwięki silnika, a to bardzo oczyszczające i świetnie pozwala nauczyć się autoekspresji – w łóżku i nie tylko. Zróbcie hałas. Pokażcie dzikość serca – polecam!
Podsumowanie
Wracając do niepokrywających się z rzeczywistością oczekiwań. Myliłam się co do charakteru Gbulba. Nie spędzimy ze sobą leniwych wieczorów przed TV. Gbulb oderwał mnie od świata zewnętrznego w całości. Pozwolił na absolutne zatracenie się w wielokrotnych orgazmach, przyjemności i hedonistycznych doznaniach. Obezwładnił i rozkochał w sobie bez reszty.
Jesteście ciekawe_wi oferty Gvibe? Przeczytacie o niej tutaj.
Macie pytania dotyczące produktu, piszcie: marta@lulapink.pl
Ten post ma 4 komentarzy
Chcę!!!!!!!!!!!
GBulby już lecą do nas prosto z Londynu <3
Jest super! Polecam
Gratulacje w związku z pierwszą recką! Wygląda na to, że G-vibe też się postarali.