Lubię filmy Gaspara Noé i tatuaże. Uwiecznienie geniuszu reżysera na moim, mocno już porysowanym wspomnieniami, smutkami, miłościami i inspiracjami ciele, to tylko kwestia czasu. Naturalna konsekwencja.
Ener the Void. Maleńki napis na górnej części uda. Dokładnie tam, gdzie kochankowie kończą swoją wspinaczkę pocałunków tuż przed ściągnięciem moich majtek. Enter the Void – zapraszam, polecam, wejdź, wkrocz, nie bój się. Trochę zalotnie, a trochę ostrzegawczo napis miał witać gości mojej bezkresnej joni.
– Ej, zrobię se tu napis Enter the Void hihi – podzieliłam się przemyśleniami z kolegą.
– Lepiej zrób na tyłku. Tam, gdzie mieści się prawdziwa otchłań – odparł.
Odrzuciłam pomysł natychmiast. Odrzuciłam pomysł z pełną oburzenia, skrzywioną miną. Dlaczego?
Po pierwsze, nie przepadam za seksem analnym. Nie boję się bólu czy brudu. Po prostu seks analny kojarzy mi się przede wszystkim z tinderowymi zaczepkami „bierzesz w tyłek?”, „anal lubisz?” „będę mógł wejść od tyłu?”. Kojarzy mi się także z kolegami, którzy zasypiając przy swoich dziewczynach, fantazjują o rzeczach dla nich nie dostępnych, dzieląc się swoim niespełnieniem za pośrednictwem pijackich wiadomości. Fuj.
Powyższe czynniki sprawiają, że seks analny kojarzy mi się przede wszystkim z uprzedmiotowieniem. Stał się w mojej głowie symbolem absolutnej, wręcz zwierzęcej dominacji samca nad samicą. Szkoda, bo mógłby to być przecież symbol absolutnego zaufania, totalnej intymności i bliskości.
Po drugie, czy rzeczywiście chciałabym zaprosić kogoś do wkroczenia w prawdziwą otchłań? Wkroczenia w miejsce, gdzie zaciśniętymi pośladkami trzymam całe zło tego świata?
Z własnego oświadczenia wiem, że pustka ludzi przeraża, odstrasza. Z własnego doświadczenia wiem, że Ci sami ludzie, którzy wkładają tyle energii w notoryczne wysyłanie wiadomości na FB z pytaniem jak się czuję, przy pierwszym potknięciu, przy pierwszym kryzysie, znikają. Jakby mój upadek ich obrażał. Rozczarowani gładko przechodzą do swoich codziennych czynności, pozostawiając po sobie kolejną wywierconą (na ich własne nachalne życzenie) dziurę. W takich momentach odczuwam głównie ulgę. W końcu mogę zanurkować w swoje „coraz bardziej zniekształcone i koszmarne wizje, w których przeszłość, teraźniejszość i przyszłość scalają się w halucynacyjnym wirze”. Wkroczyć w pustkę.
Ten sam napis w okolicach cipki niesie ze sobą zupełnie inny komunikat i jest mi osobiście bliższy. Dlaczego?
Po pierwsze, preferuję seks, który jest środkiem do bliskości. Seks podczas którego mogę spojrzeć drugiej osobie w oczy, poczuć jej oddech na swoich ustach, szyi, ramionach. Mogę mocno otulić kochanka udami, ramionami i trzymać go w uścisku tak długo, aż świat zewnętrzny przestanie istnieć, a przed oczami pojawią się coraz bardziej zniekształcone i ekstatyczne wizje, przeszłość, teraźniejszość scalą się w halucynogennym wirze rozkoszy. Preferuję seks, po którym ktoś pogłaszczę mnie po włosach i przytuli minimalizując strach przed powrotem do codziennych czynności
Po drugie, Enter the Void w okolicach cipki kojarzy mi się z zaproszeniem Białego Królikczka do Krainy Czarów. Krainy zapomnienia, namiętnego zatracenia i rozkoszy. W cipce drzemie cała seksualna, pozytywna energia, która wyrywa się do życia. Pragnie i dąży do spełnienia.
Niedawno jednak zmieniłam swoje tatuażowe plany. Podczas wizyty u poznańskiego artysty – Dziaraptora – wypatrzyłam genialny wzór. „Liż oko”. Wszyscy , bez wyjątku, mogą mi wylizać oko. Zapraszam, polecam, wejdźcie, wkroczcie, nie bójcie się i tak mam to w… pustce.
cytat: https://www.filmweb.pl/film/Wkraczając+w+pustkę-2009-349764