Dlaczego próbujemy dostosować się do osoby, z którą próbujemy stworzyć związek? Dlaczego zaspokaja nas cokolwiek? Nas. Wypowadanie się w liczbie mnogiej łagodzi wydźwięk przekazu, którym chcę się z Wami podzielić. Zacznijmy raz jeszcze.
Dlaczego zaspokaja MNIE bylejakość?
Były chłopak. Osoba, z którą nie można było porozmawiać na żaden interesujący mnie temat. Muszę przyznać, że dużym intelektem czy własnym zdaniem w różnych dziedzinach nie grzeszył. Zazwyczaj to ja wychodziłam z inicjatywą czy myślą, która finalnie była przez niego zbywana. Niestety nic, oprócz złamanego serca z tego związku nie wyniosłam. Nie nauczyłam się dzięki niemu niczego. Niczym mnie nie zainteresował. Nigdy nie prowadziliśmy żarliwej dyskusji. Ale był dobrym chłopakiem. Ale był wierny. Ale dobrze gotował. Ale był!
Wydaje mi się, że niestety słowo „ale” za bardzo zagnieździło się w mojej podświadomości. Mimo, że jestem tego w pełni świadoma, każdego dnia łapię się na jakieś “ale”. Za każdym razem, spotykając świetnego mężczyznę, z którym znakomicie się dogaduję, a jednak gdzieś po drodze pojawiają się skrajnie różne spojrzenia na świat i poglądy, pojawia się to okropne i usprawiedliwiające „ale”. Może ma innne poglądy, ale jest fajny. ale jest przystojny, ale świetnie się z nim rozmawia.
Za każdym razem to małe „ale” każe mi obniżyć swoje oczekiwania. Jaki jest tego sens? Ludzie dobierają się w pary, żeby być ze sobą, domyślnie, do końca życia. Dlaczego miałabym spędzić resztę życia z osobą, która wierzy w tak niedorzeczne dla mnie schematy? Ale jest dobra w łóżku. Ale się troszczy i nie zapomina o rocznicach. Ale, ale, ale…
Strach przed samotnością każe nam wybierać bylejakość. Zamiast poczekać na osobę, która będzie nam odpowiada w kluczowych aspektach, próbujemy dostosować spotkaną osobę do swoich własnych standardów lub co gorsze, nasze standardy nagiąć do tego, co otrzymujemy w pakiecie., co prowadzi wyłącznie do frustracji.
Oczywiście, najlepiej byłoby poczekać na to “coś” znane z komedii romantycznych. Na kogoś specjalnego. Niestety w praktyce nie jest to takie łatwe. Sądzę, że towarzystwo drugiej osoby, bliskość oraz intymość są dla nas zbyt ważne, żeby cierpliwie czekać. Wspólnie spędzone długie godziny. Błahe czynności, takie jak wspólne jedzenie śniadania. Lęk przed samotnością I pcha nas w objęcia kompromisu.
Pewnego razu żałowałam, że na pierwszym spotkaniu za bardzo się odkryłąm. Żałowałam, że powiedziałam za dużo. Żałowałam, że przedstawiłam swoje, skrajnie odmienne, poglądy. Żałowałam, że byłam po prostu sobą.
Dlaczego chciałam grać kogoś kim nie jestem? Czy dla dobra znajomości/związku pragnęłam poświęcić własne „ja”? W końcu, gdyby nie mój niewyparzony język, mogłoby być chociaż przez chwilę fajnie…
Wciąż staram się znaleźć odpowiedź na pytanie, czy wszystkie te „ale” są wystarczjącym fundamentem do zbudowania relacji? Czy nie powinniśmy być wierni przede wszystkim sobie?
Ten post ma 6 komentarzy
Dobry tekst. Rzeczywiście może być tak, że im dłużej doskwiera nam samotność tym bardziej obniżamy swoje wymagania i godzimy się na bylejakość. Ja, na szczęście, mam tę świadomość, że warto czekać. Wiem, że denerwowałabym się z kimś z kim mi nie po drodze. Dlatego wolę być sama i nie mieć wobec nikogo oczekiwań, niż być w związku i ciągle się rozczarowywać.
Bardzo odważnie i słusznie! Tak trzymać <3
Ja miałam to szczęście i choć późno,to znalazłam tego jedynego, wymarzonego i obecnie jest moim mężem.
Super, teraz trzymaj kciuki za ekipę Luli 😉
Kiedy natrafiłam na osobę, przy której w pełni mogłam być sobą, wiedziałam, że to jest właśnie ktoś, kogo poszukiwałam, na związek na całe życie. 🙂
Gratulujemy! Miło się czyta o szczęśliwych związkach <3