Gdzie się nie obejrzysz, czego nie obejrzysz, dokąd nie pojedziesz i w jakim języku byś nie mówił/a, prędzej czy później dopadnie Cię jakaś zdzira. Czasami łatwiej natknąć się na kurwę lub dziwkę.
Niedawno w przeciągu niecałego tygodnia wyoglądałam całość „kolumbijskiego”NARCOS i prócz dziwnego rodzaju empatii i współczucia dla jednego z największych morderców jakiego ziemia nosiła, pozostała mi w głowie jedna wielka PUTA. Biatch, beatch, bitch, hoe, slut, tart, whore, słyszysz jak tylko odpalisz Netflixa czy jakieś tam inne internety. Mało tego, coraz częściej łapiesz się na tym, że myślisz/mówisz tak o sobie!
„O ty dziwko!”, myślisz sobie po udanej solowej sesji red-hubem. „O ty kurwo!”, wykrzykujesz oblewając się kawą i do końca sama nie wiesz czy krzyczysz na siebie, czy na kubeczek. „Tyyy zdziro”, mówisz zalotnie do swojego odbicia w lustrze w nowych majteczkach.
Ja, osobiście należę do grona osób, które wolą samej sobie pojechać od „pizdy” tępej lub głupiej, natomiast absolutnie nie bulwersuje mnie, ani szczególnie nie dotyka, gdy ktoś mnie zwyzywa od zdziry czy dziwki. „Kurwa” w kontekście mojej własnej osoby powiedzmy, że robi na mnie jakieś wrażenie, ale wszystko zależy od kontekstu, tonu i ust, z których tego rodzaju obelgi padają. W gronie koleżaneczek zwracamy się do siebie per „ty zdziro„ mówiąc sobie najpiękniejsze komplementy (najczęściej nieszczere). Wygląda więc na to, że epitet, który w czasach mojego dorastania, jeśli w ogóle był obecny, to w znaczeniu obraźliwym, dziś urósł do rangi, niemalże, komplementu.
Dziewczyny mówią o sobie i do siebie „ZDZIRA”, wychodząc z założenia, że są fajne, wyzwolone, samodzielne takie no tego, feminizujące… Zdzira jakoby stała się symbolem niezależności i siły młodych kobiet. Dla tych, co za zdziry się uważają, to komplement, dla tych, co im zazdroszczą obelga. Jakoś tak dziwacznie kobiety się posegregowały w nieco wulgarny werbalnie sposób. A skoro w buzi śmietnik, co w takim razie dzieje się z taką zdzirą w kwestii moralnej i pod kołderką?
Mama od gówniaczka, kazała mi zachowywać się ładnie i „jak na dziewczynkę przystało”, nie do końca precyzując, co miała na myśli, jednocześnie stawiając przede mną szereg różnego rodzaju oczekiwań, którym sama całe życie starała się sprostać. Dopiero teraz rozumiem, jakim bólem i niechęcią te starania były okraszone. Całe jej życie i moje, do pewnego momentu, było walką o nie bycie ZDZIRĄ, wielką walką, wielkim kosztem, zatracania samych siebie. Bycie dobrą dziewczynka, żoną, kobietą miało swoje wymogi:
BĄDŹ ŁADNA – no świetnie tylko spróbuj być ładna jak nie jesteś. Z genami nie wygrasz. Spróbuj być tak ładna, jak Twoja mama. Nie dasz rady. A nawet jak może nie jesteś znów aż tak brzydka, to skąd masz wiedzieć, gdzie szukać tego piękna. I koniec końców po osiedlu łazi taka szkarada w falbaniastych sukienkach i ciasno spiętych warkoczykach. I jest jej strasznie kurwa niewygodnie.
BĄDŹ GRZECZNA I MIŁA– Do późnej podstawówki z moich ust nie padło nawet słowo „głupi/głupia”, nie pokazałam nikomu języka, nie powiedziałam nigdy nikomu nic niemiłego (przynajmniej świadomie). Starałam się mówić niemiłe rzeczy w miły sposób, ale dobrze wiemy, że to nie działa. Zostałam pozbawiana podstawowych narzędzi samoobrony, prawie zjedzona przez dzieciaki z państwowej podstawówki. Nie byłam zdzirą, za to byłam kompletną życiową pizdą.
SŁUCHAJ OJCA (w domyśle każdego samca). Generalnie to nie wiem czy ktoś mi kazał go słuchać, czy automatycznie zostałam już tak zaprogramowana. Nie mogę powiedzieć o mojej matce, że była osobą nad wyraz posłuszną, jednak był w niej szereg służalczych zachować, które zdawały się ją strasznie irytować, prała, prasowała, gotowała, sprzątała, ale w gniewie.
ŻYCIOWE SPEŁNIENIE – Jak te wszystkie trzy powyższe wymogi pójdą Ci w miarę dobrze, to jakoś przeżyjesz, bo jakiś Bolek czy Lolek w końcu się w Tobie pięknie zakocha (może na miesiąc) i utrzyma. A potem w koło macieju, zaciskasz zęby i robisz wszystko żeby nie być zdzirą nawet kiedy twój „ukochany” okłada cię kablem od żelazka, czy też po prostu szeregiem przekleństw i upokarzających wyzwisk.
I teraz prosty poradnik jak stać się ZDZIRĄ – wystarczy nie trzymać się choć jednej z tych wskazówek społecznie akceptowalnej kobiecości! I ot tak w oczach sąsiadki, swojej starej, ojca i księdza stajesz się lewacką szmatą.
Trudniej jest stać się ZDZIRĄ dla siebie samej, ale taką zdzirą w staroświeckim rozumieniu tego słowa, taką, że boli cię nie tylko dupa od analu ale, przede wszystkim, serce i dusza. Tutaj granice bardziej się rozmywają. Tak jak jesteś w stanie ignorować nienawistne spojrzenia sąsiadki, to z nienawiścią do siebie samej, która strasznie ugniata gdzieś między żebrami, jest znacznie trudniej sobie poradzić. Ale tutaj przechodzimy już do bardziej złożonego problemu, nie tylko fleksyjnie, musielibyśmy zacząć rozmowę o MIŁOŚCI i MORALNOŚCI, które może nawet nie istnieć, to już historia na kolejny artykuł.