O! Wielki krysztale popędu! A gdy już dosięgła mnie freudowska klątwa – zapragnęłam posiadać penisa. (:3) Zapragnęłam przedłużenia mojej różowej kuleczki i dostarczenia osobom kochankowym przyjemności przez penetrację. Strap-on wydawał się jedynym rozwiązaniem.
Jajo do jaja
Wybrany przeze mnie model miał być mocowany w ciele, za pomocą wkładanej do waginalnie części – wyglądającej jak jajko. Dzięki temu proteza marzeń wydawała się wychodzić z mojego wnętrza niby ciemny promień. Nowa reprezentacja mojej seksualnej mocy stymulowała od samego założenia. Przyjemnie uciskała okolice mojego punktu G, dzięki jajowatej części umieszczonej w nawilżonej lubrykantem pochwie. Łączenie pomiędzy owym obszarem, a wystającą częścią falliczną dotykało i stymulowało moją łechtaczkę. Wszystko wydawało się być idealnie.
Taniec w praktyce
Zaczęłam zanurzać się we wnętrze kochanki i powoli poruszać biodrami, aby zgodnie naśladować ruchy frykcyjne, podpatrzone u osób z penisami. Kiedy poruszałam się nieco szybciej jajko zaczynało wypadać. Byłam bardzo nawilżona i dlatego też wyślizgiwało się nagle. Nie mogłam wtedy już spełniać swojej penetracyjnej fantazji. Gdy już któryś raz, w ciągu kilku minut musiałam je włożyć – zmieniłyśmy pozycję.
Konieczność opasania
Jak widać model, który teoretycznie powinno móc się używać bez pasa, niestety użyty bez pasa zawodzi. Kupuję zatem pas i próbuję jeszcze raz – mam nadzieję, że będzie cudownie. Jednak komfort “nieopasania” się zniknął niby mglisty sen. Aby przejąć moc posiadaczki penisa muszę jednak uzbroić się w większy ekwipunek, niż promyczek bijący z mojej cipki….
Przytul promyczek
Jednakże wierzę, że z racji stymulacji wnętrza osób z pochwami, może być to nie lada gratka dla wielu kochanków. Demitologizująca, że seks za pomocą strap-on’a to przyjemność po jednej stronie (nie mówiąc już o dyskryminacji orgazmu empatycznego!).