Rozalia Paszkiewicz

Zamiast bukietu kwiatów

Międzynarodowy Dzień Kobiet. Czy mieszkając w Polsce możemy w ogóle mówić o czymś takim jak „Święto kobiet”? Czy to nie żart albo wręcz policzek dla kobiet, gdy Polacy „obchodzą” to święto, jednocześnie, od lat odmawiając nam podstawowych praw? Czy to świadoma hipokryzja, czy bezmyślne próby zrównoważenia jednym miłym gestem całego roku gównianego traktowania?

Jeden dzień w roku, w którym mężczyźni uspokajają swoje sumienia, spełniając obowiązek „szacunku” do nas, który rozumieją przez kwiaty i prezenty, a nie przez sojusznictwo i codzienne wsparcie. Klasycznie rzucają nam ochłap oczekując wdzięczności za pańską łaskę. Przecież mógł zabić, nie? Czy ścięty tulipan naprawdę jest lepszym prezentem niż pozostawienie nam prawa do podejmowania decyzji o naszych ciałach i życiach? Czy biżuteria ze specjalnym, dwudziestoprocentowym rabatem na hasło DZIEŃKOBIET, może wymazać notoryczne marginalizowanie pracy i osiągnięć kobiet albo ogromną skalę przemocy domowej w tym kraju?

Czy parę miłych słów jest ważniejsze od miliardów złotych zaległych alimentów, których polscy mężczyźni nie płacą od lat, chyba najchętniej w Europie? Czy przepuszczenie nas w drzwiach w jakiś sposób równoważy przemoc seksualną, z którą spotkało się ponad 90% z nas? Całe to „święto” ze swoim „wyjątkowym traktowaniem” kobiet to żart. Czy ktoś nas spytał, czy my w ogóle chcemy być traktowane wyjątkowo? Bo ja osobiście wolałabym być po prostu traktowana równo. Mieć prawo żyć, decydować o sobie, podejmować decyzje zgodnie z własnymi przekonaniami i własną aktualną sytuacją życiową. O wiele bardziej wolałabym, żebyśmy miały równe szanse, równe płace i równe prawa. 

Obchodzenie „Dnia Kobiet” w tym kraju to absurd.

Prezydent, w towarzystwie swojej milczącej żony, wydaje jakieś kwieciste oświadczenie o tym, jak dobrze nam życzy z okazji naszego święta, udając, że wcale nie jest gotowy sprzedać nas za wsparcie kościoła w wyborach albo aprobatę prezesa. Przemówienia premiera w TVP pełne są kwiecistych przemówień o tym, jak wspaniale w tym kraju traktuje się kobiety, omijając w nich szerokim łukiem to, że od lat konsekwentnie ignoruje wszelkie złożone projekty i ustawy, które mogłyby realnie pomóc polkom i poprawić nasz komfort życia. Panowie biskupi powiedzą parę miłych słówek, by zaraz dalej skazywać kobiety na cierpienie w imię tego, co przeczytali w starożytnej książce, choć jednocześnie nigdy nie wezmą się za swoje własne zepsucie i hipokryzję, bo jak wiadomo czytali ją dawno i raczej wybiórczo. Panowie posłowie uśmiechną się do kamery i powiedzą jak cudownych rzeczy nam życzą w tym wyjątkowym dniu, by chwilę później wspólnie procedować kolejne ustawy, które jeszcze bardziej ograniczą nasze, już i tak w tym kraju ciężkie, życia.

Nie wiem jak Wy, ale ja mam w dupie taki wyjątkowy dzień! 

Nie chcę wyjątkowego dnia. Chcę tych zwyczajnych, normalnych dni, o których sama zadecyduję. Dni bez umniejszania roli kobiet w społeczeństwie/szkole/pracy, bez ciągłego strachu i poczucia bezsilności. Chcę społeczeństwa, którego każda kategoria nie jest zdominowana przez mężczyzn, a rozdzielona po równo, między kompetentne osoby obu płci. Chcę równych szans od samego początku edukacji. Chcę podstaw życia i poczucia bezpieczeństwa, nie wyjątkowego traktowania, które zresztą, w tym kraju, oznacza wręczenie nam kwiatków i absolutnie nic poza tym.

Nie chcę kwiatów! 

Zamiast nich chcę realnego ścigania i karania gwałcicieli, wysokich kar za przemoc domową i (funkcjonującego) działającego, dofinansowanego przez państwo, wsparcia dla ofiar. Chcę porządnego ścigania alimenciarzy, dostępnych mieszkań, czynszu, który nie zabierze połowy naszych wypłat, stabilnego zatrudnienia, porządnej opieki zdrowotnej i edukacji. Chcę prawa do aborcji, dofinansowania in vitro i porządnej opieki okołoporodowej. Chcę odcięcia raz na zawsze kościoła od spraw świeckich. Chcę, by kobiety były traktowane jak pełnoprawne obywatelki, a nie jak ozdobne przedmioty, o których prawach decyduje banda dziadów. Chcę pełni praw dla osób LGBTQIA+. Chcę przyzwoitych warunków do zwyczajnego życia dla wszystkich, nie tylko dla białych heteroseksualnych katolików. 

Za te podstawy z miłą chęcią oddam wszystkie Dni Kobiet, które jeszcze przed nami i wszystkie cięte kwiaty, które z okazji tego dnia oferują nam ci, którzy na co dzień nas dyskryminują, molestują, maltretują, gwałcą, zabijają, wyśmiewają i umniejszają lub biernie przyglądają się jak robią to inni. Ci, którzy bez mrugnięcia okiem popierają ustawy, które kosztują nas życie i zdrowie. Ci, którzy za nic mają nasze codzienne problemy. Nic mi z Waszych życzeń i prezentów, możecie je sobie wsadzić gdzie chcecie. Jeśli faktycznie macie w sobie chociaż ułamek tego szacunku do kobiet, o którym tak chętnie trąbicie raz w roku, to oddajcie nam to, co nam się należy.

Głośny sprzeciw

Wiem, że wielu z Was rozumie i wspiera naszą walkę. Ale ta walka to nie tylko wychodzenie z nami na ulicę, osiem gwiazdek nasprejowane na murze albo piorun na profilowym. To przede wszystkim edukowanie siebie i swoich znajomych. To reagowanie na przemoc lub żarty z przemocy, zarówno w Internecie jak i poza nim. To zauważanie sytuacji, w których czerpiecie korzyści z umniejszania pracy kobiet i zaprzestanie tego. To kopnięcie w dupę Waszego kolegi, spoko ziomka, który chętnie i z uśmiechem opowiada o tym, jak od lat uchyla się od alimentów wykorzystując sprytne sztuczki i luki w prawie, bo przecież zrobienie na złość swojej byłej jest ważniejsze niż życie własnego dziecka. To zwrócenie uwagi typowi, który w autobusie obmacuje kobietę lub dziewczynkę albo nie daje jej dojść do głosu w pracy lub szkole. To głośny sprzeciw na seksizm, którego jesteście świadkami. To (zamilknięcie) umiejętność milczenia, gdy dany temat Was nie dotyczy, a Wy nie jesteście w nim ekspertami. To oddanie przestrzeni kobietom w najróżniejszych życiowych sytuacjach, w których ta przestrzeń nie powinna należeć wyłącznie do Was. 

To zostawienie kobiecej seksualności w jej własnych rękach, nie ingerowanie w nią i nie ocenianie jej. To nie dawanie sobie prawa do decydowania o cudzym życiu. To stanie murem za ofiarami przemocy, a nie szukanie usprawiedliwień dla jej sprawców. To potępianie przemocowych zachowań u swoich znajomych. To zaakceptowanie naszych zdolności umysłowych i poznawczych, które sprawiają, że jesteśmy w stanie podejmować za siebie decyzje bez Waszego udziału. To koniec bierności i przyglądania się z boku, nie reagując na przemoc lub spychanie kobiet na margines. To refleksja, samorozwój i edukacja. To tysiące małych, codziennych rzeczy, które wpływają na naszą rzeczywistość i mogą uratować czyjeś życie. To są realne rzeczy, których potrzebujemy o wiele bardziej, niż powoli więdnącego bukietu kwiatów.

Sprawdź też!

Dodaj komentarz