Jeżeli Norman Bates dostałby pod choinkę masturbator Arcwave Ion, być może okazałoby się, że “A boy’s best friend is his Arcwave Ion Pleasure Air”… Odkładając żarty na bok i przyglądając się bliżej tej maszynie, możemy zobaczyć coś, co miało zrewolucjonizować rynek męskich gadżetów erotycznych i wprowadzić elektryzującą nowość do tego jakże ubogiego spektrum męskiego orgazmu.
Czy rzeczywiście masturbator ten daje możliwość przeżycia czegoś zbliżonego do orgazmu łechtaczkowego tak, jak reklamuje i zapewnia producent? Cóż, dla wszystkich ciekawskich posiadaczy prącia, którzy szukają czegoś nowego w oceanie fleshlightów i jajeczek Tenga oraz zastanawiają się nad kupnem tego nietaniego produktu z wyższej półki, mam nadzieję, że uda mi się tą recenzją postawić drogowskaz na tej chaotycznej ulicy sex shopów.
Arcwave Ion – pierwsze wrażenia
Masturbator zapakowany jest w eleganckie pudełko, które potęguje wrażenie obcowania z czymś ekskluzywnym. W pudełku znajduje się srebrna stacja dokująca, na której zabawka ładuje się, by zawsze była gotowa, instrukcja oraz oczywiście gwóźdź programu, czyli Arcwave Ion. Gadżet ten sprawił mi dużo radości już samym swoim wyglądem i prezencją – przypomina statek kosmiczny rodem z filmów Ridleya Scotta. Jakość wykonania jest naprawdę wysoka, masturbator składa się z dwóch części: zasilającej, w której znajduje się mechanizm i akumulator oraz użytkowej, która jest silikonowym rękawem o bardzo przyjemnej fakturze. Części te można łatwo odłączyć, co zdecydowanie ułatwia czyszczenie i pozwala na szybkie uprzątnięcie bałaganu, a o ten naprawdę nietrudno przy takich doznaniach… Ale do rzeczy: wygląd zewnętrzny oceniam na bardzo dobry i adekwatny do ceny, jedyne o co mógłby pokusić się producent to może o to, by stację dokującą zrobić z innego tworzywa niż plastik zabawnie imitujący metal.
Mechanizm masturbatora Arcwave Ion
Masturbator posiada trzy przyciski: jeden służący do włączania go i zwiększania wibracji, drugi do zmniejszania i wyłączania i ostatni, uruchamiający specjalny tryb silence. Nie ma co się rozwodzić nad prostotą pierwszych dwóch, lecz nad trzecim już warto. Tryb cichy to specjalny mechanizm w Arcwave Ion, który dzięki czujnikom w rękawie jest w stanie, niczym czujnik ruchu w sklepowych drzwiach, otworzyć nam dyskretnie wrota do przyjemności, nie robiąc oczywiście przy tym sporego hałasu. Tak więc, kiedy mamy włączony silence mode możemy teoretycznie bez problemu masturbować się do woli, gdy zależy nam na tym, by nikt znajdujący się w pobliżu nie usłyszał naszej nowej zabawki. W praktyce niestety silence mode nie działa fantastycznie, ponieważ bardzo często do otworu wibracji powietrznych dostaje się lubrykant czy nasz własny preejakulat i wtedy masturbator lubi się pomylić i myśleć, że nasze prącie non stop jest w rękawie, dlatego też wibracje generowane są ciągle, nawet gdy już dawno wyjmiemy naszego penisa. W moim przypadku, gdy za ścianą do sesji uczy się moja współlokatorka, takie wydarzenie może być niezłym pretekstem do niezręcznej ciszy podczas wspólnego śniadania. Co prawda nawet w instrukcji producent przestrzega, że może się tak wydarzyć i wskazuje nam możliwe rozwiązania takie jak umycie i opłukanie mechanizmu w rękawie, jednak czy naprawdę chcemy chodzić na wycieczki do łazienki, by umyć mechanizm, przerywając przy tym zabawę? Zawsze możemy już w niej zostać i bawić się non-stop pod prysznicem lub w wannie, gdyż cały mechanizm jest w pełni wodoodporny i nieczuły na zachlapania (to Wam szczerze polecam).
Warto wspomnieć, że jak na gadżet z górnej półki, 8 trybów wibracji, które są gradacją zwykłego wibrowania na biegunie mocniej-słabiej, skutecznie obnaża lekceważący stosunek marki do naszych penisów, producent mógłby pokusić się o dodanie mieszanych trybów wibrujących, które nie byłyby tak bardzo proste i łatwe do przewidzenia oraz pomógłby urozmaicić zabawę Arcwavem.
Doznania z Arcwave Ion
Klasztor otwarty, ale tylko dla osób w habicie. Niestety przy całym pięknie owego klasztoru, obrazów i fresków cieszących oko oraz obietnicy doznania objawienia w prawej nawie zaraz obok modlitewnika, nie każdy zwiedzający będzie miał okazję bawić się tak dobrze jak inni. Narodowy Fundusz Zdrowia podaje, że rocznie w Polsce wykonuje się około 13 500 zabiegów obrzezania ze wskazań medycznych. Jeżeli jakimś trafem znalazłeś się kiedyś w tej jakże pechowej 13-tce może być tak, że twoje doznania będą stłumione z uwagi na stałą ekspozycję twojej żołędzi i wędzidełka na otarcia i dotyk. Ja, ku mojemu niezadowoleniu znajduję się w gronie osób niemających napletka i wydaję mi się, że z tak rewolucyjnego sprzętu jakim jest Arcwave Ion Air Pleasure nie korzystam w pełni.
Masturbator Arcwave Ion Air Pleasure jest produktem dobrym, udaje mu się przetrzeć szlaki na nowej drodze i skrupulatnie wspina się na górę przyjemności, skąd grupa żeńskich wibratorów powietrznych macha i dopinguje aspirującego kolegę. Droga ta wiadomo – trochę wyboista i nierówna, ale jest to zdecydowanie dobry kierunek, który warto zgłębiać i odkrywać, by w przyszłości orgazm “łechtaczkowy” znalazł idealne odzwierciedlenie wśród penisowej społeczności.
Z dozą dystansu zalecam podchodzić do obietnic orgazmu z kosmosu, jest to niesamowicie indywidualna kwestia. W stromych górach potrzeba nam jak nigdy wcześniej wielu gadżetów, które pomogą nam osiągnąć upatrzony szczyt, Arcwave wydaje się być jednym z przełomowych, czy zabierze nas prosto na szczyt? Sprawdźcie sami, sprzęt już macie, teraz tylko czekany w dłonie i do roboty Panowie oraz wszystkie osoby z penisami!