Mam wrażenie, że w ostatnim czasie coraz więcej mówi się o kinku oraz o urozmaicaniu swojego życia erotycznego poprzez włączanie elementów BDSM. Jest to kwestia coraz większej otwartości społeczeństwa, ale również upowszechniania niektórych praktyk w kulturze oraz mediach. Jedną z takich rzeczy jest shibari, które przewija się od sztuki, np. fotografii Zdzisława Beksińskiego, gdzie jego żona występuje w linach, aż po muzykę i piosenki Pezeta. Nie mówiąc już o takich oczywistych rzeczach jak filmy z wątkami erotycznymi, gdzie sceny krępowania występuje niezwykle często.
Trochę historii
Kinbaku shibari pochodzi z Japonii i oznacza dosłownie „dekoracyjne wiązanie”. Jego początki nie są zbyt miłe, bowiem wywodzi się ze staro-wojskowej sztuki wiązania linami i torturowania jeńców.
W latach 1882-1961 zaczęto przedstawiać kinbaku na obrazach. Najczęściej były to związane kobiety, często w pozycji wiszącej, z głową w dół. W kolejnych latach pojawiły się sztuki teatralne z elementami shibari, a także filmy długometrażowe. Tak naprawdę dopiero niedawno sztuka wiązana linami została zaadaptowana również do przemysłu pornograficznego.
Shibari współcześnie
Aktualnie shibari zostało uznane za sztukę wiązania ciała, która jest w pełni konsensualna i dobrowolna. Aktywność ta powiązania jest często z intymnością, a nawet seksualnością. Dla jednych będzie to ciekawe urozmaicenie życia erotycznego, natomiast dla innych może być doświadczeniem bardziej emocjonalnym, które można określić nawet jako katharsis. Nie wszyscy jednak uważają wiązanie za praktykę typowo seksualną, może być to również forma wyrazu artystycznego.
Podstawy
Bardzo ważną kwestią jest świadoma zgoda osób, które chcą zacząć przygodę z linami. Jednak nie zawsze potrzebne są dwie osoby do wiązania, dużą część rzeczy można zrobić samemu. Praktyka ta ma nazwę self-shibari i polega na wiązaniu i/lub podwieszaniu samego siebie.
Równie ważne jest nierzucanie się na głęboką wodę. Wiem, że te wszystkie misterne pozycje wyglądają pięknie, ale bez wcześniejszego doświadczenia możecie zrobić krzywdę sobie lub komuś. Tym bardziej na początku nie powinno się wykonywać podwieszeń, które bardzo mocno obciążają poszczególne części ciała.
Najbezpieczniejszą opcją będzie pójście na zajęcia lub kurs z profesjonalnym riggerem (osobą wiążącą), jednak wiem, że nie wszyscy mają takie możliwości. W tym przypadku powinniście zapoznać się z anatomią człowieka oraz licznymi tutorialami, książkami oraz poradnikami pisanymi przez riggerów, jednak wciąż kursy będą dużo bezpieczniejszą opcją. No i w tym przypadku również praktyka czyni mistrza. Im więcej będziecie mieć styczności z linami oraz wiązaniem, tym sprawniej będzie Wam to szło, dlatego nie ma co się zniechęcać po kilku nieudanych próbach!
Dobre liny, to bezpieczne liny
Najważniejszą kwestią w wiązaniu będą… liny. Niestety nie wszystkie liny będą dobre do shibari, dlatego nie dobierajcie ich na chybił trafił. Nie używajcie lin z bawełny, polipropylenu czy sizalu! Są one najłatwiej dostępne, ale to nie są liny do shibari, one nie są bezpieczne! Materiały te powodują, że węzły mogą zacisnąć się zbyt mocno, przez co będzie problem z uwolnieniem się z wiązania lub mogą być zbyt śliskie i Was nie utrzymają.
Solidne, bezpieczne liny są wykonane z juty lub konopi. Są to materiały bardzo wytrzymałe, szorstkie, a jednocześnie przyjazne dla skóry. Mogą mieć różne średnice, co daje różne efekty wizualne. Szersze liny będą dawać większe, wyraziste węzły. Cieńsze dadzą zdecydowanie bardziej delikatny efekt, natomiast mogą być zbyt cienkie do podwieszania.
Ważna również jest długość lin, gdyż przeważnie podczas wiązania składamy linę na pół, więc jest ona krótsza niż nam się wydaje. Kawałek liny powinien mieć około 7-8 metrów, gdyż po złożeniu pozwala to na przeciągnięcie całej długości liny dwoma ruchami rąk. Dłuższe kawałki będą po prostu niewygodne w użytkowaniu. Przydatne natomiast mogą być krótsze kawałki około 4-5 metrów, gdyż mogą służyć do zrobienia niewielkich kajdanek, czy też mocowania kończyn.
Wielu osobom wydaje się, iż te 8 metrów liny to dużo, jednak wcale tak nie jest. Na wykonanie podstawowych wiązań i uprzęży, a także tych trochę bardziej zaawansowanych przydaje się minimum około 50 metrów liny w mniejszych kawałkach. Przy podwieszaniu i większym doświadczeniu potrzeba jej o wiele więcej.
Bezpieczeństwo
Warto pamiętać, że nie należy wykonywać zbyt mocnych węzłów. Pod każdym z nich powinniśmy móc umieścić dwa palce, żeby nie odciąć osobie wiązanej przepływu krwi. Węzły nie mogą być jednak zbyt luźne, ponieważ wtedy mogą się przemieścić i naciskać na obszary wrażliwe na uszkodzenie.
Zawsze należy mieć ustalone hasło bezpieczeństwa, które pozwoli zakomunikować jeżeli coś jest nie w porządku. W takich sytuacjach należy mieć również przygotowane nożyczki, gdyby było wymagane szybkie wydostanie się z lin.