Recenzja filmu „Cykady”, reż. Matthew Fifer, Kieran Mulcare (2020)

Rzadko zdarza mi się pójść do kina na film, o którym nie wiem nic. Nie oglądając zwiastuna, nie czytając opisu, nie zagłębiając się w żadne szczegóły. Tak jednak było w przypadku Cykad, na które zabrał mnie przyjaciel w ramach jedynego poznańskiego pokazu filmu połączonego ze spotkaniem z twórcami. I okazało się, że był to jeden z piękniejszych filmów, jakie obejrzałam w ostatnim czasie. Cykady to ciche, bezpretensjonalne kino skupiające się na emocji, a zarazem subtelny, intymny i niezwykle szczery film o radzeniu sobie z traumą. Film wygrał nagrodę główną 12. LGBT Film Festival.

Ben

Główną osią fabuły jest historia Bena, którego życie kręci się wokół dorywczej pracy i przypadkowych kontaktów seksualnych, głównie z innymi mężczyznami (choć nie tylko). Snując się po Nowym Jorku próbuje zagłuszyć swoje demony, choć te coraz mocniej dają o sobie znać w postaci psychosomatycznych objawów chorobowych. Ben jest ze swoim sekretem sam, próbując sobie z nim poradzić cielesnymi przyjemnościami i uroczym, lekko dziecinnym poczuciem humoru. Gdy poznaje Sama zaczyna powoli się otwierać i dojrzewać do wyjawienia swojego latami skrywanego sekretu. Film oparty jest na prawdziwej historii Matthew Fifera, który poza reżyserią filmu bezbłędnie wcielił się na ekranie w rolę Bena, umożliwiając widzom odczuwanie każdej, targającej bohaterem, emocji. Ta emocjonalna prawda jest chyba najmocniejszym punktem filmu. Współodczuwanie autentycznych emocji może być momentami przytłaczające, a jednak nie jest to film, który zostawia po sobie bardzo bolesną ciężkość.

Ból i lekkość

Równoważnią dla emocjonalnego rollercoastera, który rozgrywa się na ekranie jest bowiem lekkość w obrazie, który momentami przypomina teledysk lub klip ukazujący letnie popołudnia w gronie przyjaciół, zmniejszając poczucie przytłoczenia. Zresztą jest to zabieg bardzo bliski prawdzie – życie z traumą to przecież nie tylko niekończący się smutek, ale też drobne przyjemności, chwile spokoju i szczęścia. Zabawne dialogi „o niczym” są kolejną rzeczą, która wznosi ten film ponad klasyczny „obraz o życiu z traumą”, na poziom filmu o życiu po prostu. Obaj główni bohaterowie są nieheteronormatywni, ale tak naprawdę orientacja nie ma w tym filmie żadnego znaczenia. Jest to opowieść o dwóch osobach i ich życiach, doświadczeniach, pragnieniach. Osobach uciekających przed strachem, samotnością i bólem. Odczuwających szczęście, szukających miłości i spełnienia. Częstym problemem kina, które opowiada o osobach nieheteronormatywnych jest skupianie praktycznie całej fabuły wokół orientacji, tak jakby to ona była głównym tematem filmu. Tak nie jest w tym przypadku – chociaż główni bohaterowie są nieheteronormatywni, ich historia i emocje są niezwykle uniwersalne.

Sam

Drugim głównym bohaterem jest Sam. Tak naprawdę wszystkie postacie poza tą dwójką są tłem, delikatnie zarysowanym na horyzoncie ich historii. Sam jest niewyoutowanym gejem, również przeżywającym wspomnienie traumatycznego wydarzenia, które prawie kosztowało go życie. I co ciekawe, to wydarzenie również rozegrało się w pozafilmowej rzeczywistości – nie było go pierwotnie w scenariuszu, zostało dopisane przez życie. Mamy więc dwóch głównych bohaterów, zagranych przez dwie osoby opowiadające o swoich prawdziwych przeżyciach, o autentycznych traumach i wręcz namacalnym strachu. Sam, jako czarny, nieheteronormatywny mężczyzna, doświadcza podwójnego strachu przed wykluczeniem i podwójnego poczucia „inności” w świecie ciągle zdominowanym przez często rasistowskich i homofobicznych białych. Pomimo otwartości miasta, w którym żyje, jego lęki nie zostają uśmierzone. Przeciwnie – to w tym multikulturowym, otwartym na różnorodność miejscu doświadcza przemocy na tle swojej orientacji, kiedy jeden jedyny raz decyduje się opuścić gardę.

Autentyczność emocji

Rodzaj autentyczności zaprezentowany w Cykadach rzadko kiedy można spotkać w kinie, co oczywiście w ogromnej mierze przypada autorowi scenariusza, reżyserowi i odtwórcy głównej roli, który opisał swoje własne przeżycia i emocje. Wśród hollywoodzkiego blichtru zbudowanie kina na prawdziwych emocjach nie jest czymś powszechnym. Sama mam spory problem z filmami, w których np. osoby heteronormatywne wcielają się w osoby niehetero, osoby które nie doświadczyły jakiejś traumy wcielają się w osoby próbujące sobie z daną traumą poradzić, itd. Osoba, która czegoś nie doświadczyła rzadko kiedy jest w stanie zrozumieć sytuację na tyle, by autentycznie ją oddać na ekranie. Zawsze będzie choćby odrobinę brakować głębi, której nie da się dobudować nie mając konkretnych doświadczeń. Jednocześnie niemal każdy tworzony obecnie film czy serial próbuje zahaczyć o jakiś problem społeczny, przy czym często można odnieść wrażenie, że chęć ta wynika bardziej z jakiegoś społecznego przymusu bądź próby nadania głębi płytkiemu scenariuszowi niż z potrzeby opowiedzenia konkretnej historii lub stworzenia reprezentacji dla mierzących się z danym problemem osób.

Sam reżyser odnosi się zresztą do tego w presskicie filmu: „<<Cicada>> was the secret I never wanted to tell. I was tired of seeing the same abuse story told over and over again — trauma for the sake of drama, pain without levity, filmmakers representing experiences they had no actual experience with themselves (…) It is a film of love and loss, great pain but also immense joy, with two actors reliving parts of their own experiences. It is a secret told, a wound exposed, and a promise that even in the dark, it’s never too late to cry out[1] (w wolnym tłumaczeniu: Cykady to tajemnica, której nigdy nie chciałem ujawniać. Byłem zmęczony oglądaniem wciąż tej samej historii przemocy – wykorzystywania traumy wyłącznie w celu dramaturgicznym, pokazywania bólu bez frywolności, twórców kinowych opowiadających historie, których sami nie doświadczyli (…) Jest to film o miłości i stracie. O ogromnym bólu, ale też bezgranicznej radości. Dwóch aktorów przeżywających na nowo własne doświadczenia. To wyjawiona tajemnica, odkryta rana i obietnica, że nawet w ciemności nie jest za późno by wykrzyczeć swój ból”).

[1]https://media.tongariro.pl/cykady/Press_Kit_Cicada_021221.pdf, dostęp: 12.02.2022 r.

Kilka słów na koniec

Cykady to kameralne kino, które udowadnia, że film może być formą terapii zarówno dla twórcy, który próbuje przepracować swoją traumę, jak i dla każdej innej osoby, która potrzebuje wsparcia w przepracowaniu swojej. Film nie próbuje udawać, że uporanie się z traumą to zadanie wymagające tylko znalezienia „tego jedynego/tej jedynej”, przytulenia kogoś do łapiącej za serce muzyki i wyjścia na spacer, ale pokazuje, że każdy sposób w jaki staramy się sobie radzić jest dobry. Że warto się otworzyć, mówić i szukać wsparcia, ale jeśli nie jesteśmy na to gotowi, nie mamy takiego obowiązku. Mamy prawo czekać na odpowiednią dla nas osobę i na odpowiedni dla nas moment. Pokazuje też, że każdy i każda z nas niesie w sobie jakąś ciemność – nigdy tak naprawdę nie jesteśmy w tym sami_e. I nawet w ciszy możemy odnaleźć głosy wsparcia.

Film jest dostępny do obejrzenia w serwisie outfilm.pl [to nie reklama!].

Sprawdź też!

Dodaj komentarz