na koncu swiata film recenzja

Recenzja filmu „Na końcu świata”, reż. Omar Zúñiga Hidalgo (2020)

Chilijski obraz Na końcu świata trudno włożyć w ramy konkretnej kategorii filmu. Nie jest to do końca romans, nie jest to na pewno romantyczna komedia. Najbliżej mu chyba do dramatu, choć to też nie do końca to. Jest to film o namiętności wybuchającej nagle między dwiema nieznajomymi osobami i rodzącym się z niej uczuciu. O drodze, na której zupełnie niespodziewanie znajdujemy coś, czego od dawna szukaliśmy. O samotności i pięknie świata, które tak często nam umyka. O ludziach szukających bliskości wśród małej, zamkniętej społeczności. 

Główny bohater – Lucas – przyjeżdża w odwiedziny do siostry, mieszkającej z partnerem w małej, nadmorskiej miejscowości w Chile. Poznaje tam Antonia – młodego bosmana i wnuka kobiety zajmującej się domem jego siostry. Pomiędzy mężczyznami zaczyna rozwijać się uczucie i romans, który zdaje się jednak mieć od początku ustaloną datę końcową. Lucas planuje bowiem wyjazd do Kanady, by studiować tam architekturę.

Z Santiago do Montrealu

Powrót w rodzinne strony to dla Lucasa forma nostalgicznego pożegnania: w drodze z opuszczonego przez niego właśnie na zawsze Santiago do nowego życia w Montrealu. Jednocześnie musi zmierzyć się ze skomplikowanymi relacjami rodzinnymi, wspomnieniami braku akceptacji rodziców i nieszczęściem siostry, które wraz z rozwojem fabuły staje się coraz bardziej oczywiste. Relacja z Antoniem sprawia, że zaczyna przyglądać się samemu sobie i wyborom, których dokonał. Wchodząc w powolny rytm małego, nadmorskiego miasta, uczy się też doceniać życie chwilą.

źródło: Outfilm

Na tym odludnym, wietrznym i mglistym końcu świata oboje znajdują ciepło i spokój w bliskości swoich ciał. Ich romans upływa tu spokojnie jak czas, wśród odwiecznego śpiewu mew, huku wiatru i dźwięków wody, niezmiennie rozbijającej się o skały. Dwie osoby wyrzucone na brzeg, wchodzące w relację bez przeszłości i bez przyszłości. Ich romans rozkwita w ukryciu, w cieniach drzew, pod osłoną nocy, za zamkniętymi drzwiami. Nieuchronnie zbliżający się koniec relacji zmusza bohaterów do celebrowania w pełni „tu i teraz” i czerpania jak najmocniej z tego, co mają. Na próżno jednak szukać w tym filmie ostro zarysowanej fabuły, której rozwiązanie zwieńczy film i zostawi nas w poczuciu odkrycia historii od początku do końca. Tutaj nie ma ani początku, ani końca. Tak jak bohaterowie dostajemy tylko wyrwany na chwilę kawałek środka. Piękny i ujmujący, ale bardzo ulotny.

Szukając swojego miejsca

Historie ich życia sprzed poznania się opowiedziane są detalami. Choć nie wybrzmiewają w konwersacjach, małe akcenty mówią nam wiele o tym, jakie życie wiodą na co dzień bohaterowie. Rany na ciele Antonia opowiadają o jego codziennych zmaganiach z żywiołem i trudach fizycznej pracy. Lucas po cichu ubierający się w nocy po tym, jak pierwszy raz kochał się z Antoniem, daje nam do zrozumienia, że przywykł do niezobowiązujących relacji. Sposób, w jaki Antonio zmienia się z osoby, którą jest wśród swojej społeczności w osobę prywatną, mówi nam z kolei dużo o panującej wokół wrogości, uniemożliwiającej mu bycie sobą i zmuszającej do ukrywania swoich namiętności, wrażliwości i spontaniczności. Jednocześnie Antonio, w przeciwieństwie do Lucasa, wciąż szukającego miejsca, w którym mógłby zakotwiczyć, nie wyobraża sobie, że mógłby żyć gdzie indziej. Kocha swoje proste życie i celebruje codzienne piękno. To głównie jego oczami dostrzegamy, że ta mała, rybacka wioska jest na swój sposób wyjątkowa, a życie w niej może dawać spełnienie i ukojenie.

źródło: Outfilm

W rytmie życia

Na końcu świata to autentyczny i intymny obraz ludzkich relacji, opowiedziany bez niepotrzebnych dramatów i fabularnych twistów. To spokojna historia tocząca się w rytmie życia rybackiej osady. Naturalizm postaci i ich relacji uzupełniają piękne zdjęcia i muzyka, dopełniając portret postaci zagubionych we własnych emocjach i szukających czegoś więcej. Czegoś, czego nie zawsze trzeba szukać na drugim końcu świat.

Sprawdź też!

Dodaj komentarz