Łazienkowy Cerber

Często korzystam z publicznych toalet. Ostatnio porządnie się nawadniam, więc jest dla mnie wysoce niekomfortowe kiedy nie mam takiej możliwości. Ot ludzka fizjologia.

Odkąd mam legitymację osoby z niepełnosprawnością staram się korzystać ze wszystkich dostępnych mi dzięki niej przywilejom. Dlatego też często korzystam z toalety dedykowanej dla osób z niepełnosprawnościami. W każdym razie staram się. Czasem nie jest to możliwe, ponieważ te toalety są zamknięte na klucz i o tyle o ile ja mam przywilej mobilności, są osoby którym jest bardzo niewygodnie w razie potrzeby zajmować się dodatkowo szukaniem kogoś, kto strzeże tego magicznego klucza.

Jedną z ostatnich kuriozalnych sytuacji, która sprowokowała mnie do napisania tego tekstu, była sytuacja nad Wisłą przy tzw. schodkach. Jak nazwa wskazuje, samo to utrudnia zdolność poruszania się osobom np. na wózkach. Oprócz restauracji i barek są tam oczywiście i toalety. Znacznie podniósł się standard korzystania z nich odkąd nie są przepełnionymi, mrocznymi toi toi’ami. Ciągnie się natomiast do nich podobnie wyczerpująca kolejka. Stojąc w niej wraz ze znajomymi, spostrzegłam dość niepozorną, umiejscowioną z boku toaletę. Widniał na niej znak ludzika na wózku, więc podjęłam wyzwanie dostania się do środka. Czasem w takich sytuacjach muszę udowadniać zbulwersowanym ludziom dookoła, że mam legitymację i mogę z niej skorzystać. O dziwo bardzo to ich frustruje (przecież moja niepełnosprawność jest niewidoczna gołym okiem), na tyle że zmuszają mnie do kroku ostatecznego. Pokazania mojej odznaki szaleństwa.

Tak było i tym razem. Toaleta była oczywiście zamknięta na klucz. Na fali rozczarowania udałam się do najbliższego kontenera-lokalu i pokazałam legitymację na barze, oświadczając dumnie iż chcę skorzystać z owej prestiżowej toalety. Oczywiście wywołało to klasyczne zdziwienie (no gdzie ten mój wózek?). Za chwilę pojawiła się osoba z kluczem do bram fizjologicznego raju. Wraz z nią udałam się ku toalecie.

Drzwi otworzono i weszłam do środka. Osoba oświadczyła mi, że poczeka na zewnątrz… Ja nieco speszona zamknęłam za sobą drzwi i rozejrzałam się po przestrzeni. Nie było tam żadnych skarbów, jak można się było spodziewać po tym poziomie strzeżenia komnaty, tylko skromna muszla, umywalka i śmietnik. Było także lustro, co w toaletach tego  typu czasem się  zdarza – w końcu osoby z niepełnosprawnościami nie mają co na siebie patrzeć, w tej swojej niedoli. Nie muszą poprawić szminki, jedyne co im pozostaje to być wdzięcznym, że mają kilka podparć i niższą umywalkę.

Skorzystałam i wyszłam. Drzwi za mną zostały ponownie zaryglowane. Ze smutkiem zapytałam: “dlaczego ta toaleta jest zamykana na klucz?” Odpowiedź brzmiała: “no bo inaczej ludzie by z niej korzystali”. Jak wiadomo jest to rzecz niedopuszczalna… kto to słyszał żeby ludzie korzystali z toalety, która właśnie po to jest żeby do niej wchodzić i korzystać! Oburzające!

Zamieniliśmy kilka słów na temat tego jak dla osoby z kluczem ta sytuacja też jest niekomfortowa. Czekanie na zewnątrz póki ktoś się wyszcza… To decyzja szefa i nie winię tej osoby. Nigdy jednak nie byłam tak luksusowo eskortowana, żeby się wysikać. Nie rozumiem naprawdę dlaczego te toalety są tak strzeżone. Tak jak pisałam. To nie jest tron ze złota…

Sprawdź też!

Dodaj komentarz